sobota, 6 lutego 2016

8. A. Doerr "Światło, którego nie widać"



Kiedy słyszę ten tytuł, to budzą się we mnie wszystkie emocje naraz- od skrajnej radości po bezbrzeżny smutek. Bo właśnie to przyszykował czytelnikom Doerr. Całą karuzelę najróżniejszych przeżyć. Już widząc to, że książkę nagrodzono Pulitzerem, a sam autor pisał ją przez 10 lat, można się wiele spodziewać. Na początek powiem jedno- nie jest to kolejna książka osadzona w czasach II wojny światowej. To coś o wiele lepszego.

Marie-Laure nie widzi od szóstego roku życia. Świat poznaje dotykiem, a dnie spędza w paryskim muzeum, gdzie codziennie zabiera ją ojciec, ślusarz tego przybytku. Na każde urodziny dostaje mały domek-zagadkę, wewnątrz którego ukryta jest niespodzianka. Później wstawia go do modelu miasta, umożliwiającego dziewczynie naukę topografii. Werner to mały mieszkaniec niemieckiego sierocińca. Nie może pogodzić się z myślą, że gdy tylko skończy piętnaście lat, będzie musiał zacząć pracę w kopalni węgla. Wolałby naprawiać radia i słuchać audycji tajemniczego Francuza, opowiadających o prawach fizyki. Kiedy wybucha wojna, dzieci zdają sobie sprawę z tego, że nic już nie będzie takie samo. Punktem wyjścia książki stają się nie tylko konflikt militarny, ale także fale radiowe, kamień nazywany Morzem Ognia i malownicze francuskie miasteczko Saint-Malo.

"Otwórzcie oczy i poparzcie na to, co możecie zobaczyć, nim zamkniecie je na zawsze."

Styl, w którym napisane jest "Światło, którego nie widać", odbiega od patetyczności typowej dla innych dzieł dotyczących drugiej wojny światowej. Trudno w nim o heroiczne czyny ratujące ojczyznę czy bohaterów ginących w walce o swoje ideały. Dostajemy za to zwyczajnych ludzi. Poznajemy ich troski i razem z nimi zmieniamy codzienne małe przyzwyczajenia, które stają się niemożliwe ze względu na wojnę. Bohaterowie spotykają na swoich drogach różne typy osobowości: od Hitlerjugend po starsze panie organizujące francuski ruch sabotażowy, więc w tej kwestii nie można się nudzić.

Rozdziały to na zmianę rok 1944 i lata poprzedzające, więc zanim poznamy początek historii, to znamy jej zakończenie, co uważam za świetny pomysł. Dodatkowo podzielone są one na podrozdziały, każdy o odpowiednim tytule nadającym treści niezwykły charakter. Autor zastosował narrację trzecioosobową i pisał z perspektywy różnych bohaterów, co również oddaje zabarwienie całej powieści. Zdania są proste i brak w nich podniosłości, więc to lektura, nad którą nie trzeba łamać głowy (chociaż ze względu na poruszany temat trudno stwierdzić, że lekka).

Doerr decydując się na napisanie książki osadzonej w realiach drugiej wojny światowej wszedł na grząski teren. Wielu imało się już tego, ale niestety z miernym skutkiem. Tu natomiast mamy powieść idealną- nie ckliwą czy zmanierowaną, a prawdziwą; na głównym planie nie jest miłość czy strach, a życie. Absolutnie zakochałam się w tej opowieści. Jej pozytywna opinia krążąca po internecie czy innych źródłach jest w stu procentach zasłużona.

Moja ocena: 10/10

7 komentarzy

  1. Mam tą książkę na półce i zamierzam się za nią zabrać na feriach. Gratuluję, że udało ci się napisać coś o tej pozycji, bo wiem, że wielu osobom jest bardzo trudno.

    Pozdrawiam
    http://alotofpage.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Mimo, że jest dość gruba, to szybko się czyta. Dziękuję bardzo, ciężko było haha :)

      Usuń
  2. Naprawdę PRZEpiękna recenzja i wspaniale prowadzony blog, lecę obserwować :-)
    Po książkę zamierzam sięgnąć już tylko kiedy wróci do mojej biblioteki, jestem ciekawa, czy Doerr napisał coś, co mnie urzeknie. Jak na razie poznałam tylko fragment, który wydał się całkiem interesujący, więc myślę, że może to być niezła odskocznia od zazwyczaj czytanej przeze mnie fantastyki :)
    Pozdrawiam, u mnie recenzja "Syna Neptuna", zapraszam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło! ♥ Mam nadzieję, ze kiedy przeczytasz, to coś o niej napiszesz, z chęcią zapoznam się z Twoją opinią.

      Usuń
  3. Jej jaka piękna i wymowna recenzja. :)
    Co mi się spodobało, że napisałaś, że autor pisze o zwykłych ludziach w czasie II wojny światowej, a nie tylko ją opisuje. Szkoda że jest narracja trzecioosobowa, ja bardziej za pierwszą przypadam.
    Książkę od dawna chciałam przeczytać, ale ciągle się waham, a teraz już nawet nie mam kiedy po nią sięgnąć, bo mam taki zawał książek, że masakra. Mam nadzieje, że w wakacje mi się uda, bo zawsze więcej wolnego czasu. :)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również wolę pierwszoosobową, bo można "grzebać" bohaterom w głowach, ale tu trzecioosobowa pasuje idealnie, naprawdę. Pozdrawiam również!

      Usuń
  4. Piękny blog i recenzja! "Światło, którego nie widać" mam w planach, a po twojej pochlebnej recenzji i opiniach innych osób już wiem, że ta powieść musi wylądować w mojej biblioteczce ;)

    Pozdrawiam, Maniaczka książek!
    countrywithbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

© Barykada z książek
Maira Gall